Ten blog jest taką mieszaniną różnych różności, że myślę, że spokojnie znajdzie się w nim miejsce dla kolejnej kategorii, którą będą zapiski różnej treści :) Nie mam pojęcia jak często uda mi się wrzucać coś do tej nowej szufladki, bo tego nie da się zaplanować... jest to po prostu podyktowane potrzebą chwili. Niemniej jednak, jako że lubię sobie zanotować to i owo, to pewnie od czasu do czasu owe zapiski wylądują właśnie tu :)
Czasem
mamy wszystko…
Są momenty w naszym życiu kiedy mamy wszystko
– błysk w oczach, uśmiech na twarzy, energii tyle, że można by nią obdzielić
całe tabuny ludzi, niewyczerpane pokłady pomysłów, zdrowie, niezachwianą wiarę
w to, że ktoś tam na górze trzyma rękę na pulsie, wiarę w ludzi, wizję dobrej
przyszłości, miłość w sercu, promyki słońca na twarzy, sympatię tych, których
spotykamy na swojej drodze, ba... nawet włosy i cera prawie idealne są. :)
Mamy wszystko, ale nie zdajemy sobie z tego
sprawy. Nie potrafimy w porę zatrzymać się i popatrzeć na siebie z boku i dostrzec,
że szczęściarzami jesteśmy niesamowitymi.
Te chwile mijają i przychodzą inne... lepsze,
gorsze, trudniejsze, łatwiejsze... różne... a my dopiero po jakimś czasie
uświadamiamy sobie, że przegapiliśmy moment, kiedy mieliśmy wszystko.
Gdybyśmy wtedy potrafili dostrzec, że mamy
wszystko i że jest dobrze tak jak jest, może żylibyśmy pełniej, świadomiej,
głębiej, bardziej. Może zdołalibyśmy nabrać wtedy więcej siły i wiary, by
później lepiej radzić sobie z momentami kiedy do wszystkiego brakuje nam tak
wiele. Może bardziej docenialibyśmy te wszystkie momenty, może więcej by nas
one nauczyły, może dokonywalibyśmy trafniejszych wyborów. Może...
Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że mamy
wszystko dopóki nie poczujemy pustki gdy to ‘wszystko’ nagle, bez najmniejszego
ostrzeżenia, znika jak we mgle. Gdy dostajemy od życia po głowie, gdy uśmiech
staje się wysiłkiem na miarę Mount Everestu, gdy każdy krok ciąży jak kamień, gdy
zmuszamy się żeby oddychać - wtedy wracamy
do tych momentów kiedy mieliśmy wszystko. Katujemy się oglądając zdjęcia,
czytając zapiski w kalendarzu i przeżywając na nowo chwile, kiedy mieliśmy
wszystko. Gdybyśmy wtedy wiedzieli...
Będąc szalonymi nastolatkami mieliśmy z przyjaciółmi zwyczaj spoglądania w niebo i machania sobie w momentach, kiedy
rozpierało nas szczęście. Machaliśmy sobie, żeby kiedyś gdy będziemy oglądać swoje życie z tamtej perspektywy wyraźnie zobaczyć te wszystkie dobre chwile. Potem
na długo zapomniałam o tym osobliwym zwyczaju. Życie niestety trochę pozbawiło
mnie tej nastoletniej spontaniczności, ale wyłaniając się jakiś czas temu z wielkiej
otchłani postanowiłam świadomiej przeżywać to, co los stawia na mojej drodze i
znowu zdarza mi się machać do siebie.
Być może znowu przegapię moment kiedy będę
miała wszystko… no może prawie wszystko, albo przynajmniej bardzo wiele... bo
będę zbyt oszołomiona emocjami, żeby to dostrzec, ale mam nadzieję, że nie
przegapię już aż tylu dobrych zdarzeń, które przecież już się nie powtórzą...
jedna z chwil wartych pomachania :)